No i git majonez. Ja tam lubię spotkać kota który nie udaje psa. I tutaj tak jest. Film do pewnego momentu zgłębia temat opętania, ale zatrzymuje się tuż nad przepaścią, i dobrze. Jest intrygująco, trochę banalnie, trochę kiczowato, momentami strasznie ale nie trzeba szykowac obok miski jak podczas seansu "Hostel". Powiedziałbym nawet że film składa się z "opętańczych teledysków" przeplatanych fabułą. Trzyma się to wszystko kupy i nie ma się za bardzo do czego przyczepić. A że to ani nie jest "Źródło" albo "Pi" to i dobrze. Nie ma co udawać kota będąc psem. Poza tym kto idąc na wesele spodziewa się Bacha?